No, rozdział jest, tak jak zapowiadałyśmy. Czujemy się spełnione i w nagrodę ładnie prosimy o komentarz każdego, kto do nas zajrzy. Tradycyjnie już przepraszamy za opóźnienia i od razu zapowiadamy, że nie mamy pojęcia, kiedy pojawi się następna część.
Życzymy miłego czytania!
Kath&Diana
________________________________________________
Nie
miałam najmniejszego pojęcia, co właściwie zrobi moja babcia. Mogła naskoczyć
na McGonagall na środku Wielkiej Sali, a równie dobrze mogła zaczekać, aż
znajdą się w bardziej ustronnym miejscu. W zasadzie to chyba życzyłam pani
dyrektor tej pierwszej wersji, wtedy przynajmniej miałaby świadków.
Tymczasem ona maszerowała z dumnie uniesioną głową na czele małego
tłumu innych oburzonych czarodziei, którzy wyglądali przy niej bardzo
niepozornie. Czarna szata babci łopotała za nią złowrogo. Chociaż Lacerta
Whitemore była całkiem niska, w tej chwili wydawało mi się, że góruje nad
wszystkimi. Nie rozejrzała się po Wielkiej Sali, tylko wpatrywała się
świdrującym wzrokiem w McGonagall. Nawet ona musiała mieć trudności z
wytrzymaniem tego spojrzenia.
Przyjrzałam się osobom, które kroczyły za babcią. Tłum składał się
z około czterdziestu osób, w tym rodziców Scorpiusa, którzy szli zaraz za
babcią. Pan Malfoy trzymał pod rękę swoją żonę, która była równie blada jak on,
ale miała ciemniejsze włosy, opadające luźno na plecy. Już od dłuższego czasu
nie widziałam żadnego przedstawiciela rodu Greengrass, poza moją babką
oczywiście. Widząc matkę Scorpiusa, wróciły wspomnienia z tych wszystkich
okropnych zjazdów, w których byłam zmuszona brać udział jako mała dziewczynka.
W sposobie chodzenia Malfoyów było coś prawie tak dostojnego jak u babci i po
cichu troszeczkę im tego zazdrościłam. To byli prawdziwi czarodzieje z rodu
czystej krwi, szlachta wśród naszej społeczności, i informował o tym każdy
centymetr ich ciał. Za Malfoyami szła matka Parkinsona (w zasadzie nigdy
wcześniej jej nie widziałam, ale po kim Talon mógł odziedziczyć właśnie takątwarz, jeśli nie po niej?),
spoglądająca raz po raz zawistnym wzrokiem na ojca Scorpiusa. Kawałek dalej
zauważyłam jeszcze żonę profesora Notta, ciemnoskórą czarownicę o dużych oczach
i wspaniałych, kręconych włosach, oraz rodziców Zabiniego, Boota (który
stanowił najlepszy dowód na to, że nie tylko Ślizgoni sprzeciwiali się
obowiązkowemu mugoloznawstwu) i mamę Katji.
Profesor McGonagall z kamienną twarzą ruszyła na spotkanie
Lacercie. Zaczęły cicho rozmawiać, tak, że nie dało się wychwycić ani jednego
słowa. Chciałam podejść bliżej, w zasadzie nie byłoby to bardzo dziwne – mogłam
po prostu przywitać się z babcią. Ale nie, to byłoby nie na miejscu. Pierwsze,
czego nauczyłam się w domu to to, że nie wolno przeszkadzać innym, gdy
rozmawiają. Cóż, może w towarzystwie nie zawsze stosowałam się do tej zasady,
ale co się dzieje w szkole, w szkole zostaje.
Odszukałam wzrokiem Julię. Siedziała przy lewym końcu stołu, więc
musiałam się wychylić, by dobrze ją widzieć. Jak zwykle idealnie ubrana, z
opaską na włosach, wyglądała, jakby zaraz miała się udusić. I to nie przez zbyt
ciasno zawiązany krawat.
Babcia i McGonagall skończyły szeptać między sobą i wyszły z
Wielkiej Sali razem z pozostałymi. A więc to by było na tyle, jeśli chodzi o
optymistyczną wersje wydarzeń. Zaczynało się po prostu wspaniale. Zachowując
tak nieoczekiwaną wstrzemięźliwość, babcia pozbawiła mnie wglądu na aktualną
sytuację. Musiałam złapać za krawędź stołu, żeby natychmiast za nimi nie
pobiec.
W Wielkiej Sali nadal panowało milczenie, jakby ktoś rzucił na
wszystkich klątwę. Ciszę przerwał dopiero niezbyt uprzejmy głos profesor
Stevens:
– Proszę wrócić do swoich zajęć. – Nauczycielka wyszła z sali,
stukocząc obcasami, i jak tylko zamknęła za sobą drzwi, pomieszczenie wypełniło
się rozmowami. Albus i Scorpius szeptali między sobą z podejrzanymi minami,
dziewczyny z mojego dormitorium wymieniały głośno opinie o rodzicach
poszczególnych uczniów. Natomiast ja spojrzałam tęsknie na niedojedzony obiad,
bo nagle wrócił mi apetyt, po czym skinęłam na Ryana, który patrzył na mnie od
jakiegoś czasu, i wstałam od stołu. Dzięki panującemu zamieszaniu nikt nie
zwrócił na nas uwagi, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Ostrożnie wyszliśmy
z Wielkiej Sali, akurat żeby zobaczyć, jak Stevens znika za zakrętem. Ryan
poprawił nerwowo okulary, kiedy ruszyliśmy za nauczycielką.
– Nie wiem, czy to taki dobry pomysł, Sophie – szepnął po chwili. –
Twoja babcia będzie wściekła, jeśli się dowie.
– Dlatego właśnie się nie dowie – odparłam. – Chyba że Julia
zacznie nas śledzić.
– Albo przyłapią nas pod drzwiami! – Jego głos zadrżał. Denerwował
się prawie jak przed egzaminem. Bardzo chciałabym spojrzeć na niego z góry i
przywołać do porządku, ale niestety musiałabym załatwić sobie jakieś krzesło.
– Boże, Ryan, weź się w garść. Nigdy nikogo nie podsłuchiwałeś?
– To jest nieuprzejme! Zwłaszcza, jeśli ktoś rozmawia o sprawach
dużej wagi.
Pokręciłam głową z dezaprobatą. Gdybym dawniej nie podsłuchiwała
rodziców i ich znajomych, nie wiedziałabym o połowie rzeczy, które działy się w
Ministerstwie Magii. A taka wiedza często bywała przydatna. W tym momencie
usłyszeliśmy skrzypienie drzwi od Wielkiej Sali i wiedziałam, kto z niej
wyszedł, zanim usłyszałam jej głos.
– Sophio! – krzyknęła Julia, niezbyt głośno. Pewnie nie chciała,
by wszyscy dowiedzieli się o jej obecności w miejscu, w którym nie powinno jej
być w takiej chwili. Już sam fakt, że użyła mojego pełnego imienia nieco mnie
rozzłościł. – Mam nadzieję, że nie zrobisz tego, co myślę, że zrobisz –
oznajmiła protekcjonalnym tonem.
– Och, mam wiele zdolności, ale legilimencji jeszcze nie opanowałam, więc nie mam
pojęcia, co sobie myślisz – odparłam, chociaż dobrze wiedziałam, o co jej
chodziło. Julia westchnęła i wymownie spojrzała w sufit.
– Podsłuchiwanie jest niestosowne i nie przystoi czarodziejom z
takiego rodu jak my – oświadczyła, podchodząc krok bliżej. Ryan prychnął.
– Tak samo jak zdobywanie odpowiedzi na sprawdzian. – Uśmiechnęłam
się triumfalnie, a po twarzy Julii przebiegł cień strachu i wstydu.
Moja siostra była dzieckiem prawie idealnym. Prawie. Przyłapałam
ją pewnego dnia w czwartej klasie, kiedy byłam akurat świeżo po wyjątkowo
zażartej sprzeczce z Nicole. Nawet nie pamiętam, o co poszło, natomiast
pamiętam, że był ze mną Ryan, któremu jakoś udało się zaciągnąć mnie do pustej
klasy, bym się uspokoiła. Tyle że pusta klasa była pusta tylko z założenia.
Byłam jeszcze w trakcie analizowania minionych wydarzeń, więc na początku ledwo
zarejestrowałam, że nie jesteśmy w niej sami.
Nicole nazwała wtedy „zdzirą bez własnego życia” i tylko to, że w
końcu dostrzegłam Julię, powstrzymało mnie przed wróceniem do dormitorium i
rozwaleniem jej nosa. Dopiero po paru sekundach zorientowałam się, że to ona.
Stała na środku klasy (co było głupie, bo gdyby ktoś inny ich nakrył, nie
mogliby się nawet schować w kącie. Ale cóż, to Ślizgoni byli tymi, którzy
używali rozumu) z jakimś Gryfonem z jej roku. Potem Ryan powiedział mi, że
kiedy tam wpadliśmy, odskoczyli od siebie jakbyśmy przyłapali ich na całowaniu
albo czymś w tym rodzaju. Julia spłonęła rumieńcem i zaczęła mi pokrętnie
tłumaczyć, ale nie zwracałam na nią uwagi. Podeszłam do Gryfona i wzięłam plik
kartek, który trzymał w ręce. Musiałam chyba wyglądać przerażająco, bo odsunął
się ode mnie szybko i wybiegł z klasy. Przejrzałam pergaminy i dosłownie nie
mogłam uwierzyć własnym oczom. Moja siostra załatwiła sobie odpowiedzi do testu
z zielarstwa. Niesamowite.
– Ach, więc tak się uczysz do sprawdzianów? – zapytałam, a Julia
zamilkła i przełknęła głośno ślinę.
– T–to n–n–nie tak – wyjąkała cicho, po czym odetchnęła głęboko,
uniosła głowę i spróbowała jeszcze raz: – To było tylko jednorazowe.
– Nie obchodzi mnie to – pokręciłam głową. Byłam wkurzona, a ona
idealnie nadawała się na kogoś, na kim mogłabym się wyżyć. – Bardziej obchodzi
mnie reakcja rodziców, kiedy dowiedzą się, co ich ukochana córeczka robi w
szkole. – Uśmiechnęłam się złośliwie, a Ryan zakaszlał. Jeśli się tego nie
spodziewał, to nie wiem, co według niego mogłam zrobić w takiej sytuacji.
Machnęłam Julii przed oczami pergaminami i już miałam odejść, kiedy ponownie
się odezwała.
– Dobra. – W jej głosie było słychać zrezygnowanie. – Co za to
chcesz?
Myślałam, że się przesłyszałam. Ryan posłał mi zachęcające
spojrzenie i prawdopodobnie dzięki temu odzyskałam jasność umysłu. Przecież
mogłam latami czerpać korzyści z tej właśnie chwili!
Dwa lata później moja siostra wciąż była tak samo zawstydzona i przestraszona, jak wtedy.
Dwa lata później moja siostra wciąż była tak samo zawstydzona i przestraszona, jak wtedy.
– Nie sądzę, że jesteś gotowa tak zhańbić ród Whitemore’ów –
oznajmiłam śmiertelnie poważnym tonem, chociaż cała ta szopka ze wstydem
wydawała mi się bardzo komiczna i niepotrzebna. Zrobiłam w życiu o wiele więcej
rzeczy, które mogłyby zhańbić naszą rodzinę, więc ściąganie na jednym teście
nie zrobiłoby na mnie dużego wrażenia.
– Nie zrobisz tego. – Julia wolno pokręciła głową.
– Dobrze wiesz, że mogę. I jeśli teraz nam przeszkodzisz, za
piętnaście minut będzie wiedział o tym cały Hogwart i rodzice.
Ryan chrząknął ostrzegawczo. Istniało duże prawdopodobieństwo, że
zgubiliśmy już Stevens, więc odwróciłam się i pobiegliśmy cicho korytarzem,
zostawiając moją ukochaną siostrę na pastwę losu i jej sumienia.
***
Profesor
McGonagall wybrała klasę, w której odbywały się zajęcia z historii magii. Kiedy
wychylałam się zza roku, miałam świetny widok na otwarte jeszcze drzwi. Stała w
nich Stevens, czekając na jakichś spóźnialskich nauczycieli. Gdy zdyszany
opiekun Gryfonów, profesor Longbottom, wbiegł do sali, rozejrzała się uważnie
po korytarzu (ledwo zdążyłam schować się za chroniącą nas ścianą) i szarpnęła
za drzwi, które zamknęły się z hukiem. Odczekałam stosowny moment i już miałam
dać znać Ryanowi, że możemy przemieścić się bliżej, kiedy usłyszałam płynące
zza siebie słowa:
– Kompletnie niewychowana ta dzisiejsza młodzież.
Podskoczyłam w miejscu i ugryzłam się w język. Ryan i ja odwróciliśmy
głowy w tym samym momencie i zobaczyliśmy szczerzącego się Scorpiusa Malfoya
oraz stojącego za nim Albusa Pottera. Ten drugi też się uśmiechał, ale jego
uśmiech wyglądał na przepraszający.
– Jesteś nienormalny, Malfoy! – syknął Ryan. Był nieźle
zestresowany całą sytuacją, więc musiał się wystraszyć dużo bardziej ode mnie. –
Prawie dostałem przez ciebie zawału.
– Ty, przyłapany na gorącym uczynku przy wykonywaniu tak
nieodpo...
– Och, przymknijcie się – szepnęłam – I nawet nie próbujcie wkręcać,
że jesteście tu przypadkowo.
– Niestety nie mogę zaprzeczyć – odpowiedział, podchodząc bliżej –
Przyszliśmy się zhańbić tym samym co wy. – Przykucnął obok mnie.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie. Mogli wszystko zepsuć. Nawet nie
było mowy o tym, żeby cztery osoby przykładające uszy do drzwi, pozostały
niezauważone. Brakowało nam tam tylko kocyka piknikowego i czegoś do jedzenia.
– Sorry, chłopaki, ale byliśmy tu pierwsi – oznajmiłam.
– Szkoda czasu, Sophie – odezwał się Albus, wyciągając coś z wewnętrznej
kieszeni szaty – Wszyscy możemy skorzystać z tej sytuacji. – Podał to coś
Malfoyowi.
Oczywiście, że wiedziałam, co to jest. Uszy Dalekiego Zasięgu.
George Weasley zbił na nich fortunę, nawet ja miałam swój egzemplarz w domu. No
właśnie, w domu. Ponieważ w Hogwarcie były całkowicie bezużyteczne.
– Przecież to nie ma prawa zadziałać – wygłosił Ryan tonem
zarezerwowanym tylko dla Krukonów. – Te mury są tak przesiąknięte zaklęciami
ochronnymi, że ta zabawka w życiu się przez nie nie przebije.
– Przestań w końcu traktować nas jak idiotów – fuknął Score. Ale
to Albus przedstawił nam ich linię obrony:
– To ulepszony model – powiedział. – Fred zwędził je z magazynu w
sklepie wujka. Ma omijać wszystkie przeciwzaklęcia. Co prawda oficjalnie jest
jeszcze nietestowany, ale ostatnim razem nas nie zawiódł.
W czasie, gdy młody Potter wszystko nam wyjaśniał, Scorpius
rozwinął całe urządzenie i zręcznym rzutem umieścił jedno ucho pod drzwiami
klasy. Naprężył linkę i uniósł drugie ucho. Usłyszeliśmy niewyraźny głos:
– ... niedopuszczalne. Na pewno się na to nie zgodzę.
– To mój ojciec – szeptem oznajmił Score.
– Panie Malfoy, proszę mnie najpierw po prostu wysłuchać. –
Rozpoznałam głos McGonagall, zdradzający co najmniej irytację. Jednak prawie nikt
jej nie słuchał, wszyscy wylewali swoje żale i oskarżali panią dyrektor o tę
sytuację, jakby nie zdawali sobie sprawy, że była zbyt inteligentna, by tak
skomplikować życie sobie i nam. W pomieszczeniu panował taki szum, że nawet
Uszy zawiodły i słyszeliśmy tylko urywki zdań wypowiedzianych głośniej. Trwało
całkiem długo, nogi zdążyły mi zdrętwieć od siedzenia w niewygodnej pozycji, aż
w końcu profesor McGonagall przywołała wszystkich do porządku (podejrzewam, że
przez te parę minut powstrzymywała się przed krzykiem i wlepieniem naszym
rodzicom szlabanu, jak za starych, dobrych lat). Dziwiłam się, że moja babcia
nie odezwała się jeszcze ani słowem.
– Proszę państwa, proszę mi wierzyć, że jestem tak samo
niezadowolona z tego rozporządzenia.
– Więc powinnaś coś z tym zrobić, Minerwo – rozległ się głos
babci.
– Oho – skomentował Scorpius – wejście smoka. – Ja i Albus
jednocześnie pacnęliśmy go w głowę, a Ryan przyłożył palec do ust, uciszając
całą naszą trójkę.
– Sądziłam, że mój mąż nie na darmo oddał na ciebie swój głos.
Wszyscy uważaliśmy, że będziesz dobrym dyrektorem również w chwilach kryzysu,
jak Dumbledore. Oczekujemy twojej natychmiastowej interwencji w ministerstwie,
Minerwo. – Nastąpiła chwila ciszy, w której moja babcia i McGonagall zapewne mierzyły
się spojrzeniami.
– Lacerto, i co, twoim zdaniem, ma przekonać samego ministra magii
do zmiany decyzji?
– To pani jest tutaj dyrektorem, profesor McGonagall – odezwał się
kolejny głos, tym razem żeński. Był mocny, nieco zachrypnięty i podejrzanie
pasował mi do matki Notta. Jej słowa wywołały kolejną burzę, wszyscy naraz
przedstawiali swoje propozycje co do treści listu. Tym razem to babcia ich
uciszyła.
– Minerwo, nie pozwolę, by moje wnuczki uczyły się o tych marnych
mugolach, mają o wiele ważniejsze przedmioty! – zagrzmiała tak głośno, że Ryan
aż się wzdrygnął.
– Twoje wnuczki są tak inteligentne i zaradne, że z pewnością
jeden przedmiot więcej nie zrobi im różnicy – odparła McGonagall, a ja znów
poczułam, jak się czerwienię. Spuściłam wzrok, by uniknąć między innymi
urażonego spojrzenia Scorpiusa. Musiałam jednak pogratulować McGonagall celnego
strzału – przynajmniej babcię pozbawiła jednego argumentu, a to ona była
najważniejszym przeciwnikiem.
Właśnie w tym momencie usłyszeliśmy nowy głos, z tym że dobiegał
nie z Uszu, a zza naszych pleców.
– Czy w domu was nie uczyli, że nieładnie jest podsłuchiwać?
Podskoczyłam (tak, kolejny raz), podobnie jak pozostała trójka, i
prawie jednocześnie zerwaliśmy się z podłogi i obróciliśmy za siebie. Nie
wyszło nam to szczególnie zgrabnie, biorąc pod uwagę fakt, że mieliśmy
poplątane Uszy Dalekiego Zasięgu i zdrętwiałe nogi. Tak więc w efekcie prób
wyplątania się z kończyn i sznurków, nagle znalazłam się w objęciach Albusa,
ciągnąc go za koszulę.
– Wiesz, Sophie – zaczął Sam tonem mędrca – Kiedy jakiś facet
dołącza do towarzystwa, to oczekuje, że to właśnie z niego nieokrzesane
białogłowy zaczną zrywać koszulę.
Odsunęłam się od zakłopotanego Ala z największą gracją na jaką
było mnie stać i posłałam Samowi mordercze spojrzenie.
– Preacher! – warknął Scorpius, kiedy już doszliśmy ze wszystkim
do ładu. – To było zabawne, fakt, ale to nie zmienia faktu, że jesteś dupkiem.
– To powiedziawszy z powrotem rzucił Uszami i wróciliśmy do słuchania.
– To schrecklich pomysł, schrecklich! – dobiegł nas głos z twardym
akcentem, niewątpliwie należący do mamy Katji. – Mogłam wybrać inną szkołę dla
mojej córki, ale posłałam ją do Hogwartu, bo mówiono mi, że to najlepsza szkoła
magii. Najlepsza... – jej głos zacząć przypominać mruczenie – A teraz takie
pomysły, herzlichen dank za takie pomysły! Dziękuję bardzo!
– Wiecie – odezwał się Ryan gorliwym szeptem – jej akcent brzmi
bardziej szwajcarsko niż czysto niemiecki…
Wszyscy, w odruchu ślizgońskiej solidarności, syknęliśmy, żeby się
uciszył.
– Oczywiście, że najlepsza. – Z Uszu popłynął głos mojej babci.
Mocny, przebijający się przez inne. Natychmiast zapadła cisza. Mnie wcale jej
słowa nie zadziwiły – ona sama mogła narzekać na obecne działania szkoły, ale w
życiu nie pozwoliłaby obrażać miejsca, w którym poniekąd się wychowywała. –
Beznadziejne czasy wymagają beznadziejnych rozwiązań – kontynuowała Lacerta. –
Mam nadzieję, że sam Merlin będzie nad nami czuwał, bo nie wiem, jak spojrzę w
lustro z taką świadomością.
Oczywiście dzięki przybyciu Sama nie usłyszeliśmy co za świadomość
ani co za pomysł, ale wywnioskowałam, że pani dyrektor dopięła swego i
przekonała babcię – i tym samym wszystkich pozostałych – że na razie należy
poczekać i obserwować. Chłopcy nie byli zbytnio zmieszani, więc pewnie sami
doszli do podobnych wniosków.
Pani dyrektor zaczęła mówić coś tonem kończącym rozmowę, więc
Scorpius zaczął zwijać Uszy Dalekiego Zasięgu i czym prędzej wycofaliśmy się
dalej w korytarz. Nauczyciele i rodzice zaczęli wysypywać się z sali, głośno ze
sobą rozmawiając. Kiedy większość z nich się oddaliła, z pomieszczenia wyszła
ostatnia trójka – pani dyrektor, moja babcia i profesor Nott.
– Mam nadzieję, że nie będę tego żałować, Minerwo. – Wyraźnie
usłyszeliśmy głos pani Whitemore.
– Ja również, Lacerto. – Głos pani dyrektor był przesiąknięty
zmęczeniem.
– Chciałabym teraz porozmawiać z moimi wnuczkami – oświadczyła
babcia. Nie zabrzmiało to jak prośba nawet w najmniejszym stopniu.
– Oczywiście, powiadomię Sophię – pośpieszył z odpowiedzią
profesor Nott i usłyszeliśmy jego szybkie kroki.
– Sophie, twoja babcia jest tak samo wspaniała, jak przerażająca –
skomentował Albus, który zapewne czuł się do tego zobowiązany.
– Jak bazyliszek w trakcie ataku – powiedział w zamyśleniu Sam.
– Z dwojga złego chyba wolę bazyliszka – wyznał Score. Nie miałam
czasu na to odpowiedzieć, musiałam jak najszybciej się stamtąd oddalić. Lepiej,
żeby profesor Nott szybko mnie znalazł, babcia nigdy nie była w nastroju na
czekanie. Zupełnie przypadkiem natknął się na mnie, kiedy spokojnie podążałam
do biblioteki. Zaprowadził mnie do swojego gabinetu, w którym już czekała moja
siostra, i oznajmił, że babcia chciała zamienić z nami słowo, zanim wyjedzie.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, Julia rzuciła mi spojrzenie, które
najprawdopodobniej obwiniało mnie za całą sytuację.
– Wszystko w porządku? – zapytałam fałszywie przymilnym tonem. –
Bo wyglądasz, jakby nie powiem co cię bolało.
Julia syknęła jak przestraszony kot i odsunęła się ode mnie,
jakbym nie była godna egzystowania tak blisko jej wspaniałej osoby.
– Nawet nie masz pojęcia, jak często mi za ciebie wstyd –
odparowała. Czy takie uwagi z ust własnej siostry bolały? Gdyby coś podobnego
padło z ust innego członka mojej rodziny, zapewne zabolałoby pięć razy
bardziej. Julia rzucała je na tyle często, że zdążyłam już przywyknąć.
– Sorry, ale nigdy nie planowałam, że powstaniemy z tego samego…
– Przestań!
W tym momencie drzwi się otworzyły i do gabinetu weszła Lacerta
Whitemore. Julia natychmiast odwróciła się w jej stronę, ale zaraz z pokorą
opuściła głowę. Ja natomiast wzięłam bardzo głęboki oddech.
– Dzień dobry, babciu. – Delikatnie skłoniłam głowę, ponieważ
właśnie takiego powitania zawsze ode mnie oczekiwano, a nie jakiegoś poddańczego
pokłonu, który prezentowała moja siostra.
– Witajcie. – Babcia zmierzyła nas wzrokiem. – Niestety mam dla
was złą wiadomość. W tym roku będziecie zobowiązane do uczęszczania na lekcje
mugoloznawstwa – oznajmiła takim tonem, jakby ktoś kazał jej wyprowadzać na
spacer sklątki tylnowybuchowe. Nie powiem, że specjalnie przygnębiła mnie ta
informacja, a tym bardziej wcale nie zaskoczyła, jednak przed babcią musiałam
udawać, że bardzo nad tym ubolewam. Usiłowałam zrobić cierpiętniczą minę, ale i
tak nie przebiłam Julii, która jęknęła głośno, przywaliła sobie dłonią w czoło
i wyglądała, jakby była bliska płaczu.
– Również nie jestem z tego zadowolona, Julio, jednak to nie
powód, by tak demonstrować swoje humory – skomentowała babcia. Moja siostra w
odpowiedzi wymamrotała w odpowiedzi coś, co brzmiało podobnie do „oczywiście,
babciu”. Lacerta przymknęła na chwilę oczy, wzięła kolejny głęboki oddech, po
czym kontynuowała: – Chcę, żebyście od teraz wszystko uważnie obserwowały.
Pójdziecie na te… lekcje – po raz pierwszy w życiu słyszałam, żeby babcia się
zająknęła – i będziecie zwracać uwagę na wszystko, zrozumiano?
Zgodziłyśmy się. Babcia chyba już poczuła się lepiej, mogąc wydać
kilka rozkazów.
– I dziewczęta – podjęła znowu – wiem, że na pewno nie będziecie
czuły się zbyt komfortowo w tej sytuacji, ale możecie być pewne, że nikt was
nie będzie winił.
Byłam zdezorientowana, delikatnie mówiąc. To chyba najcieplejsze
słowa, jakie od niej w życiu usłyszałam.
***
Następnego
dnia wszyscy musieliśmy wstać trochę wcześniej. Profesor Nott przekazał taką
informację prefektom, więc zapewne chciał nam streścić rezultat wczorajszych
rozmów. A raczej jego brak.
Oznaczało to oczywiście sprzeczki, zanim na dobre otworzyłam oczy.
Urodziłam się w naprawdę licznym roczniku. Sama mieszkałam w pięcioosobowym
dormitorium, a kolejne zajmowały jeszcze cztery dziewczyny w moim wieku. Było
to naprawdę uciążliwe w codzienny czynnościach, szczególnie przez to, że w tym
cudownym gronie znalazła się taka Nicole.
Związywałam właśnie włosy, kiedy wróciła z łazienki i zaczęła
narzekać, jak to bardzo zdążyłyśmy nabałaganić. Wolałam czym prędzej się
stamtąd usunąć, więc szybko zerknęłam w lusterko i już miałam opuścić
dormitorium, kiedy usłyszałam jej złośliwy głos:
– Sprawdziłaś dokładnie, czy wyglądasz tak samo beznadziejnie jak
wczoraj, Whitemore? – Posłała mi uśmiech odsłaniający wszystkie zęby.
– Sprawdziłam i wyglądam jakby planowała morderstwo – warknęłam i
wyszłam.
Słowa Nicole nie znaczyły dla mnie zupełnie nic, poza tym
dokładnie wiedziałam, jak wyglądam. Może i przymiotnik „oszałamiająca” niezbyt
do mnie pasował, ale „beznadziejna” też nie.
Bardzo lubiłam swój nos, na przykład. Był malutki i delikatnie
zadarty. Pasował do mojej drobnej twarzy, a piwne oczy całkiem przyzwoicie
wyglądały w połączeniu z włosami tego samego koloru. W przeciwieństwie do Julii
miałam łagodne rysy twarzy. W zasadzie jedną z niewielu rzeczy, które nas
łączyły, była drobna postura. Miałam trochę zastrzeżeń do bladej cery, która w
niekorzystnym świetle wyglądała wręcz anemicznie oraz do policzków z przesadną
tendencją do różowienia się, no ale nie można mieć wszystkiego.
Na tym świecie naprawdę dużo łatwiej wyjść na niewdzięcznika niż
cieszącego się życiem altruistę. A przecież zawsze znajdą się ludzie, którzy
mają pod pewnymi względami lepiej, a pod pewnymi gorzej od ciebie. Czasem
wydaje nam się, że wszyscy wokół posiadają to, czego akurat nam brakuje. Jest
to naturalne, ale gówniane, moim skromnym zdaniem, więc naprawdę nie cierpiałam
takich spadków wiary w siebie.
Po wejściu do pokoju wspólnego zastałam dwa obozy – tych już w
pełni rozbudzonych i żywo dyskutujących oraz tych zasypiających na siedząco.
Usiadłam przy stoliku obok Blaise’a Notta, przy którym znajdowali się również
Al, Score i Sam.
Siedzieliśmy w milczeniu, nawet się nie witając. Sam masował
skronie i chyba usilnie starał się utrzymać głowę w pionie. Scorpius nie zdobył
się na taki wysiłek i z zamkniętymi oczami opierał podbródek na dłoni.
Podejrzewałam, że profesor Nott każe nam jeszcze chwilę na siebie poczekać,
więc wyciągnęłam z torby książkę, którą właśnie czytałam.
Była to historia czarownicy, która przez ciąg niefortunnych
zdarzeń trafia w sam środek wojny goblinów. Może taka sceneria nie wydaje się
zbyt interesująca, ale ja uwielbiałam książki przygodowe. Można powiedzieć, że
się na nich wychowałam. Mój dziadek jest pisarzem i specjalizuje się właśnie w
tym gatunku. Choć właściwie jest przede wszystkim podróżnikiem, a dopiero
później pisarzem. Większość życia spędził na wyprawach w egzotyczne miejsca.
Wyjeżdżał, wracał i opisywał wszystkie swoje przygody i w ten sposób zarabiał
na kolejne podróże. Był w tym na tyle dobry, że zarobił dużo więcej niż tylko
na kolejne wycieczki, dodatkowo ożenił się z członkinią rodu Greengrass,
jednego z najzamożniejszych w świecie czarodziejów. Siłą rzeczy moje nazwisko
było dość znane. Sytuacji wcale nie poprawiali rodzice. Jak już wspominałam,
ojciec był głównym Numerologiem Ministerstwa, a mama zasiadała w radzie
Wizengamotu. Może na pierwszy rzut oka nie wyglądałam, ale pochodziłam z bardzo
wpływowej rodziny.
Przeczytałam jakieś dwa akapity, kiedy poczułam na sobie czyjś
wzrok. Odwróciłam się z ze zmarszczonymi brwiami i prawie walnęłam nosem w
ramię Sama. Nie mam pojęcia, jak przedostał się tam zupełnie bezszelestnie,
zwłaszcza, że jakieś dwie minuty temu siedział naprzeciwko mnie.
Spojrzałam na niego sugestywnie, ale ten w ogóle nie zwracał na
mnie uwagi. Czytał sobie dalej w najlepsze.
– Nie przeszkadzam ci? – mruknęłam.
– Skądże – odpowiedział, ale po chwili zmienił zdanie: – Albo
dobra, i tak jeszcze dobre trzy strony do tego, aż Gordon pomoże jej się
stamtąd wydostać.
– Nie wierzę, że mi to powiedziałeś! Zepsułeś…
Dalszy potok moich słów przerwało przybycie profesora Notta. Powiedział
dokładnie to, czego się spodziewałam. Mianowicie – nic się nie zmieniło,
wszyscy mamy uczęszczać na mugoloznawstwo. Musiał uciszyć parę gwałtownych
protestów. Wymógł na nas obietnicę przyzwoitego zachowania oraz dobitnie
zaznaczył, że osobiście będzie wyznaczał kary za jakikolwiek przejaw złego
zachowania na tych lekcjach.
Udaliśmy się na śniadanie, które dla odmiany upłynęło bez
większych atrakcji. Zjadłam spokojnie pełny posiłek pierwszy raz, odkąd
przybyłam do Hogwartu. W zamian za to z czymś niecodziennym spotkałam się zaraz
po śniadaniu – Albus Potter czekał na mnie przy wejściu do Wielkiej Sali.
– Sophie, możemy pogadać? – zapytał trochę niepewnie.
– Jasne – odpowiedziałam i zaczęliśmy iść w stronę lochów, gdzie
miałam pierwszą lekcję.
– Chodzi o to, że… Słyszałaś o nowościach w Ministerstwie, prawda?
Przytaknęłam.
– Mogłabyś mi powiedzieć, co dokładnie wiesz? – Albus zachowywał
się, jakby cała ta rozmowa strasznie go krępowała. Przez to ja również nie
czułam się zbyt pewnie. – Wydaje mi się… że ojciec może nie mówić mi
wszystkiego.
Zastanawiałam się tylko przez chwilę.
– Wiesz, Al – zaczęłam – ja też na pewno nie wiem wszystkiego, ale
dziadek wspominał mi o…
– Wrócimy do tego – przerwał nagle Albus. Podążyłam za jego wzorkiem
i już wiedziałam dlaczego. W naszą stronę zmierzał jego starszy brat.
Przewróciłam oczami, nie mogłam się powstrzymać. – Przepraszam Sophie, pogadamy
później, okay? I tak wolałabym, żeby Sam i Score przy tym byli.
– W porządku – mruknęłam. Chłopak jeszcze raz przeprosił i pobiegł
w stronę brata.
Zanim rozpoczęły się lekcje eliksirów, odbyłam jeszcze krótką
rozmowę z Ryanem. Chciał mi tylko przekazać, że Amanda ustaliła godzinę
spotkana – miało się odbyć następnego dnia wieczorem, czyli wtedy, kiedy
wszyscy będziemy już po pierwszych lekcjach mugoloznawstwa. Widziałam, że mój
przyjaciel lekko się denerwował, mówiąc o tym.
W sumie mu się nie dziwiłam, na pewno będzie o czym rozmawiać.
Tyle czasu minęło od poprzedniej notki, że aż zapomniałam nieco, o co chodzi, ale pamietam strach przed babka Sophie xD. Zastanawia mnie,czy McGonagall naprawse jest za tym,zeby nie nauczono mugolozhawstwa w szkole? Wydaje mi się to dziwne, w kazdym razie ciesze sie, ze ta eskapada czystokrwistch rodzin została powstrzymana. Rozdział ogolnie mi sie podobał. Lubie sophie, a więc i jej perspektywę. Tylko w tym pierwszym fragmencie, gdzie przedstawiliście retrospekcje ze złapania J na gorącym uczynku w tej pustej klasie, zabrakło przejścia do dialogu prowadzonego obecne, przez co mozna się było pogubić, w ktorym momencie znow przeszliście do opisywania teraźniejszości. Zastanawia mnie też, dlaczego albus nie chciał, aby James usłyszał jego rozmowę z Sophie. Zapraszam na mój blog, na ktorym publikuję opowiadanie o młodym pokoleniu pt Niezaleznosc. Zapiski-condawiramurs :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mniema nowosc :)
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńJak czytelniczka wyżej mam pewne wątpliwości co do retrospekcji. Podobnie jak ona nie wiedziałam koedy znów przeszłyście do teraźniejszości.
No a oprócz tego to chyba wszystko dobrze. Babcia jest niesamowitą postacią. Uwielbiam tą kobietę. Skoro nawet Minerva przy niej się krępowała i wachała, musi od Lacerty emanować wielka moc.
Także ten, wszytko mi się podoba.
Życzę morza weny!
Bianka
Dziękujemy bardzo za zwrócenie uwagi, zarówno tobie jak i pani wyżej. Poprawiłyśmy już co trzeba. Cieszymy się też, że rozdział wam się podobał :D
UsuńPs. Zapraszam na nowość do mnie.
Usuńzakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Zostałaś nominowana do LBA!
Usuńzakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
U mnie nowy rozdział :)
UsuńZapraszam do komentowania :)
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Wreszcie się udało!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z nieskrywaną przyjemnością :) Piszesz lekko, przyjemnie, zabawnie. Podoba mi się Twoje poczucie humoru i to, że w opowiadaniu panuje taki przyjemny, swobodny klimat, mimo, że jak widzę przed bohaterami piętrzą się problemy...
Babcia Sophie niesamowicie kojarzy mi się z babcią Neville'a, uwielbiam takie "babcie z jajami" - dzięki niej ten rozdział czytało się najprzyjemniej ze wszystkich :)
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy,
xoxo
Aprilias
[westchnienia-i-szepty.blogspot.com]
Czy nie myślałaś o tym, aby zacząć przygodę z forami typu PBF? Zostawiam namiar na siebie w postaci gg 8660039 i linku do strony: http://magiclullaby.forumpl.net/
OdpowiedzUsuńWitajcie! Chcielibyśmy Ciebie zaprosić do nowego projektu dla młodych pisarzy pt. „Wzór spod pióra”. Projekt polega na tym, że piszemy opowiadania na kreatywne tematy, które wymyślają współautorzy projektu albo czytelnicy. Jeżeli umiesz pisać ciekawe opowiadania i masz bogatą wyobraźnię możesz dołączyć do naszej ekipy! Więcej informacji o naborze znajdziecie w zakładce „O projekcie”.
OdpowiedzUsuńJeśli nie chcesz pisać, to możesz zostać naszym czytelnikiem. Wszystkich czytelników prosimy zawsze o ocenę naszej pracy, dzięki temu możemy się rozwijać literacko. Dzięki twojej ocenie pomagasz nam, więc zachęcamy Cię do komentowania.
Adres: http://wzor-spod-piora.blogspot.com/
Serdecznie zapraszamy! Ekipa projektu
Czołem, Potteromaniaku!
OdpowiedzUsuńNazywam się Lily i podobnie jak Ty uwielbiam Harry'ego Pottera. Z początku opierałam się wyłącznie na książkach, filmach i opowiadaniach, jednak z czasem doszłam do wniosku - czemu nie pójść o krok dalej? Zaczęłam szukać czegoś więcej i w taki sposób trafiłam do Akademii Magii Ramesville, gdzie dowiedziałam się, że to, co znamy z książek o Harrym to niewielka część całości. Doświadczyłam tam wielu ciekawych rzeczy, nauczyłam się zaklęć, transmutacji czy starożytnych run, poznałam mnóstwo fantastycznych stworzeń, a ponadto nawiązałam wspaniałe przyjaźnie.
I teraz przychodzę do Ciebie z zaproszeniem do zapisania się do Akademii. Byłoby okropnie samolubne z mojej strony, gdybym nie podzieliła się swoim odkryciem z innymi fanami HP.
> Chcesz poznać magię i umieć czarować?
> Masz po dziurki w nosie swoich wrogów i z chęcią byś się ich pozbył?
> Marzy Ci się podziwianie świata z powietrza i chciałbyś dosiąść swojej pierwszej miotły, a następnie wzbić się w powietrze?
> Fascynują Cię magiczne stworzenia i chciałbyś je bliżej poznać? Przelecieć się na hipogryfie czy smoku?
Jeśli choć na jedno z powyższych pytań odpowiedziałeś pozytywnie, to znaczy, że Świat Magii jest dla Ciebie. Nie zmarnuj swojej szansy na to, by zostać czarodziejem i zapisz się do Ramesville już dzisiaj! Rozpoczęcie roku szkolnego już dzisiaj!
Czekamy na Ciebie!